Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

współczucia. Paweł, któremu to opowiadał w powrotnej drodze z dworca kolejowego, zapytał:
— Jakże teraz? Zostaniesz sama w domu?
— Całe życie spędziłem samotnie...
— Jednak to niema sensu. Willa jest za duża i ponura. Możnaby tam zresztą ulokować jakieś biura fabryczne. Najlepiejbyś zrobiła, przeprowadzając się do mnie na Ujazdowską. Cała część mieszkania po Halinie i Zdzisławie stoi bezużytecznie. Swoją starą Karolinę mogłabyś też zabrać.
Krzysztof czuł, że się czerwieni i odwrócił głowę:
— Nie, dziękuję ci, zostanę w willi.
Rozmowa przeszła na tematy, dotyczące niedawnego bankietu i Centrali Eksportowej. Krzysztof gratulował Pawłowi zmiany frontu kilku pism ekonomicznych.
— Argumenty, któremi przekonałem te pisma — ironicznie uśmiechnął się Paweł — nie należą wprawdzie do najsłuszniejszych, lecz tem niemniej są najbardziej przekonywujące: pieniądze.
— Jakto — zdziwił się Krzysztof — przekupiłeś je?
— Nie, moja droga, poprostu je kupiłem. Przekupstwo jest tranzakcją głupią. Nie posiada się żadnej gwarancji skuteczności włożonych pieniędzy. Zresztą wszystko na świecie jest dostatecznie tanie.
Krzysztof odczuł w tem powiedzeniu sarkazm i pogardę dla świata. Oburzała go sama myśl, że człowiek taki jak Paweł, dla zwycięstwa swojej dobrej sprawy musi uciekać się aż do kupowania przeciwników, którzy oczywiście tylko dlatego byli jego przeciwnikami, by wyszantażować odeń pieniądze. Ponieważ jednak w grę wchodziły tu nietylko osobiste interesy Pawła, Krzysztof nie mógł mu z tego robić zarzutów. Wiedział, że Paweł potrafi sobie z szantażystami dać radę, a najlepszy dowód miał na sprawie Feliksiaka.
Tu Paweł ani przez jedną chwilę się nie zawahał.