Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

karza, nie tknął przygotowanej kolacji i zamknął się w swoim pokoju. Teraz wiedział, że już wszystko skończone.
Jutro zrana Feliksiak złoży doniesienie policji i pozostanie tylko jedno: — samobójstwo...
Może to najlepiej, może to i najmądrzej. Na cmentarzu jest tak pogodnie i cicho... i doprawdy niema poco upierać się przy życiu, kilka lat dłużej, czy krócej... Przy takiem życiu, w którem przecie nie zostaje nikt, zupełnie nikt...
W pokoju było zimno. Krzysztof otulił się kołdrą i czuł spływające po twarzy łzy:
— Pawle, Pawle — szeptał, starając się zdusić swój głos i nie dosłyszeć jego brzmienia — Pawle, gdybyś mógł dać mi chociaż odrobinę, chociaż mgnienie szczęścia... O ileż łatwiej wówczas byłoby umrzeć... Nie, to nieprawdopodobne, by powstało jakieś istnienie, którego celem było stać się fragmentem brudu świata, to niemożliwe, by wyzuto je z wszystkich praw człowieka!... Boże! Przecież we wszystkiem jest cel i logika. Czyż nie mam nic do spełnienia! Przejść pustką i być pustką, beztreściwem cierpieniem nienagrodzonem ani jednym promykiem światła... To nieprawda! To niemożliwe!...
A jednak rzeczywistości nie można było wymazać. Krzysztof nie pamiętał słów Feliksiaka, nie pamiętał nawet kwoty, o jaką mu chodziło, lecz był pewien jednego: za żadne skarby świata nie da się wciągnąć w bagno.
Raczej śmierć. Raczej kula rewolwerowa, która przeszyje mu mózg, przeniknie do centrów życia. Ciało zesztywnieje i zacznie się jego rozkład. Rozsypie się w szary pył, połączy się z ziemią. Nicość. Nicość, która teraz jest jeszcze jędrnem, wysmukłem ciałem dziewczęcem, nienasyconem, głodnem, spragnionem, żywem kłębowiskiem palących uczuć, niewydobytych porywów...
A jednak musi zobaczyć go bodaj raz jeszcze. Mu-