Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki, tani i nieskomplikowany sposób. Czy nie mógłby pan nad tem połamać głowy?
Na twarzy Ottmana odbiło się rozgoryczenie:
— Od dziesięciu lat pracuję nad syntetycznym kauczukiem... Owszem, już przed pięciu laty doszedłem do wytworzenia substancji, mającej wszystkie walory kauczuku naturalnego. Wówczas byłem przekonany, że już jestem u celu. I to u jakiego celu! Tamten produkt byłby tańszy nie o pięćdziesiąt procent, lecz o osiemdziesiąt! Kosztowałby dosłownie grosze... Dość powiedzieć, że byłoby taniej wylewać nim ulice, niż asfaltować je, czy brukować...
— I cóż się okazało?
— Co się okazało? — niemal gniewnie powtórzył Ottman — okazało się, że jest to bezwartościowy szmelc, śmiecie, próchno!... Oto, co się okazało...
Odsunął szufladę i wydobył z niej garść pokruszonych, sczerniałych strzępków.
— Okazało się to, że mój tani kauczuk wytrzymuje zaledwie trzy do czterech miesięcy, poczem traci zupełnie swą elastyczność, spoistość, i wogóle wszelką wartość...
Paweł zanurzył palce w kupce czarniawych odpadków. Były szorstkie i łamliwe.
— Tak — powiedział po chwili myślenia — ten kauczuk wytrzymuje elastyczność, jak pan zapewnia, w przeciągu czterech miesięcy... — włożył ręce w kieszenie spodni i zaczął znowu chodzić.
— Cztery miesiące, to długi okres czasu, — rzucił przed siebie. — Panie Ottman!
— Słucham pana dyrektora.
— Ile dni trzeba panu na zrobienie tego kruszejącego kauczuku?
— Niema poco go robić.
— Jednak pan będzie łaskaw odpowiedzieć na moje pytanie.
— Jeden dzień wystarczy — wzruszył ramionami Ottman.