Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/087

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więcej?... Aha! Mówił, że nic łatwiejszego, jak sprawdzić twoje wiadomości. Jeżeli w kasie pancernej znajdują się akty tej pożyczki — rzecz będzie jasna. Co zaś dotyczy udziałów, dowiadywał się u rejenta Skorkiewicza.
— Jednak?...
— Rejent odmówił jakichkolwiek informacyj, ale ze sposobu, w jaki z nim rozmawiał, łatwo było można wywnioskować, że rzeczywiście ten stary szaleniec stracił wszystko.
— A cóż mój braciszek?
— Zdziś jest dobrej myśli i powiada, że do całej katastrofy napewnoby nie doszło, gdybyś ty wcześniej przyjechał i wejrzał w gospodarkę ojca. Nie masz pojęcia, co ten stary szaleniec wyprawiał. Poprostu dezorganizował mi cały dom...
Ocierając od czasu do czasu oczy, pani Józefina opowiadała o ostatnich latach swego pożycia z panem Wilhelmem, odludkiem, dziwakiem, wiecznie milczącym...
Paweł nie słuchał.
Monotonny głos matki nawet mu nie przeszkadzał w jego myślach. Treningu w tym względzie, jakże pożytecznego, nabrał podczas tych długich miesięcy, kiedy w zupełnej apatji leżał nieruchomo w łóżku i wprost nie zauważał, że do niego mówiono, że zaklinano najczulszemi słowami, że obsypywano obelgami. Liczył wówczas kwadraciki na tapetach, mnożył je, dzielił i tonął w doskonałej bezmyślności.
Wtedy właśnie nauczył się sztuki całkowitego wydzielania się z otaczającej rzeczywistości i teraz równie dobrze, jak na paryskiem poddaszu kwadraciki, jak w swoim folwarku muchy na suficie, mógł liczyć szanse szeroko zakrojonego planu, mnożyć ewentualności, przewidywaniami zapobiegać faktom, precyzyjnie analizować atuty przeciwników.
Zasiadł oto przy stole wielkiej gry. Zasiadł z niczem. Tak zdawałoby się tamtym, gdyby umieli zaj-