Strona:Bracia Dalcz i S-ka t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciła mu ręce na szyję, a pani Józefina całkiem na serjo rozpłakała się — ustąpił.
Ileż trudu kosztowało go, by teraz nie roześmiać się im w nos i nie powiedzieć, że oto zrobił z nimi co chciał, że tak łatwo wystrychnął ich na dudków, że oto on „zakała rodziny“ i „zmarnowany człowiek z poza nawiasu towarzyskiego“ — jak kiedyś sami o nim mówili — uważany jest za ich opatrzność, niemal za zbawcę.
Zdawał sobie dokładnie sprawę z wagi odniesionego zwycięstwa, z tej generalnej próby własnych sił i z konsekwencyj, jakie nastąpić muszą po tym wspaniałym sukcesie, lecz o ileż większą sprawiało mu radość samo wygranie dobrze przygotowanej partji, partji przeciw ludziom, którzy przecie doniedawna patrzyli na niego zgóry.
— Zdaje się — powiedział, — że popełniłem duży błąd, ale słowo się rzekło. Zatem nie będziemy już trudzić pań, a was, panowie, poproszę na godzinę szóstą do mieszkania matki. Musimy omówić szczegóły.
— Nie jestem już potrzebna? — zerwała się wesoło Halina — to świetnie. Muszę telefonować do krawcowej.
— Dowidzenia — pocałował Paweł rękę matki — o której mama każe być na obiedzie? Mnie najwygodniej byłoby o trzeciej. Mam teraz konferencje w dwóch bankach. Dowidzenia.
Nie czekając odpowiedzi pożegnał się z wszystkimi i wyszedł.
W istocie musiał sprawić sobie garderobę. Paradowanie w przyciasnych ubraniach ojca i w jego futrze byłoby ryzykiem niepotrzebnem. Wziął taksówkę i kazał się zawieźć do jednego z najlepszych krawców, później do wielkiego sklepu kuśnierskiego. Stąd polecił odesłać sobie wspaniałe futro za cztery tysiące złotych. Wybrał najdroższe i najokazalsze, umówiwszy się, że odnoszącemu wręczy czek.
Wychodząc od kuśnierza zbadał zawartość kie-