Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nimi przyjaźnie i szczerze. Radziłem im także, ażeby — o ile ich zasady nie staną temu na przeszkodzie — zawsze przejmowali się żywo interesami gminy i doradzali swym znajomym, jak mają głosować.
Przez kilka miesięcy musieliśmy zdobywać się na wysiłki, żeby zgromadzić fundusze potrzebne na opłatę za grunta, i w ciągu trzech miesięcy zebraliśmy dwieście pięćdziesiąt dolarów pożyczonych od generała Marshalla; we dwa miesiące później mieliśmy już całe pięćset dolarów i mogliśmy podpisać umowę, zapewniającą nam na własność sto akrów ziemi. Radość nasza była niewymowna — tem większa, że nam się udało zdobyć stałe pomieszczenie dzięki ofiarom złożonym i przez białych i przez czarnych w Tuskegee. Zebraliśmy te pieniądze za pomocą zabaw, koncertów i różnych składek.
Trzeba było teraz uprawić ziemię, żeby z niej wyciągnąć produkty potrzebne do wyżywienia uczniów i dla wpojenia w nich zamiłowania do zajęć przy roli. Wszystko w Tuskegee rozwijało się w sposób naturalny i logiczny, stosownie do potrzeb danej chwili. Zaczęliśmy od uprawy ziemi, bo potrzeba nam było nadewszystko żywności. Musieliśmy przyjąć system pracy płatnej, ażeby dać uczniom możność zapracowania pieniędzy na opłatę całego roku szkolnego, to jest dziewięciu miesięcy, bo wielu uczniów przybywało na kilka tygodni dlatego tylko, że nie byliby w możności opłacenia całkowitego roku.
Pierwszem zwierzęciem, jakie dostała szkoła, był stary, ślepy koń, którego ofiarowali nam biali w Tuskegee. Obecnie mamy dwieście koni, źrebiąt, mułów, krów, cieląt, wołów i blizko siedmset świń, oprócz znacznej liczby kóz i baranów.
Szkoła rozwijała się tak śpiesznie, że raz opłaciwszy ziemię, uprawiwszy ją i naprawiwszy jako tako zrujnowane budynki, musieliśmy pomyśleć o wzniesieniu nowego, obszerniejszego domu. Kazaliśmy zrobić plan nowego gmachu, którego budowa