Przejdź do zawartości

Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz już rozpacz pochwyciła mnie w szpony. Otrząsam pył z nóg i z przekleństwem na ustach opuszczam dom fatalny. Tymczasem, o dziwo! w bramie spotykam stróża.
— Czy nie wiesz pan, gdzie tu pan Cybuchowicz mieszka?
Oficyalista podnosi pięść do daszka, a jednocześnie patrzy badawczo na moją prawą rękę i kieszeń mieszczącą się po lewej stronie tużurka.
Zrozumiałem go.
Z kolei przesiąkła tłustością czapka pochyliła się i z głębi oficyalnego kożucha wyszła odpowiedź:
— Mieszka w trzeciej sieni na drugiem piętrze na lewo!
Idę do trzeciej sieni na drugie piętro na lewo i nie zastaję nikogo.
— A co? — pyta stróż gdym wracał, pyta zaś takim tonem, jakby wołał na konia: a ho!...
— Niema go w domu — odparłem zgryziony.
— Jużci że musi nie być, kiedy dopieruj co śmyrgnął na ulicę.
— Dawnoż to?
— Nie tak bardzo. Jak pan zaczął ze mną gadać, to on akurat wchodził w bramę.
— Bodajże ci, za to objaśnienie, kożuch przymarzł do stołka!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Zapytasz z kolei czytelniku: po co pisałem o tem wszystkiem? Masz słuszność, co więcej — masz prawo pytać o to. Każdy utwór literacki