Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

My starsi, kiedyśmy się uczyli rzemiosła, nosiliśmy wodę majstrom naszym i byliśmy wymyślani przez nich tak, że aż grzmiało. Nie robiło nam to jednak żadnej przykrości, wiedzieliśmy bowiem, że woda jest potrzebna do picia, lub do hartowania stali i że wymysły majsterskie nie tyle płyną ze złego serca, ile raczej z poczucia majsterskiej powagi, którą, bądź co bądź, zamanifestować należało!
I wy więc, panowie młodzi, zamiast mówić z pogardą: „Nie jestem posłańcem, ani lokajem!“ — mówcie raczej: „Cieszę się z tego, że potrafię być nie tylko kupcem, ale także lokajem i posłańcem.“
Jedyną specyalnością, która hańbi człowieka, jest próżniactwo — choć nie chcę przez to powiedzieć, aby n. p. złodziejstwo, hultajstwo i t. d były niehańbiącemi fachami.
W końcu korespondent nasz pragnie, abyśmy młodzież odstręczali od handlu, a zachęcali do rzemiosł. Lecz i w tym punkcie różnią się nasze poglądy.
Był czas, że subjekci handlowi uważali się „za coś lepszego od szewców,“ — subjekci aptekarscy — „za coś lepszego od korzenników“ i t. d., dziś jednak opinie te nawet między publicznością tracą wartość.
Parobek, owczarz, szewc, subjekt handlowy, literat, inżynier, lekarz, statysta — wszyscy są równi jako ludzie. Jeden z nich więcej pracuje muskułami, inny więcej nerwami, jeden jest więcej, drugi mniej ukształcony i — oto są różnice. W danych warunkach pastuch więcej może być wart od inży-