Przejdź do zawartości

Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie mówiłem wcześniej dlatego, że nie mam prawa robić impertynencyi ludziom, którzy, bądź co bądź, byli naszymi gośćmi. Wyjechali, wzięli pieniądze — niech im będzie na zdrowie; nie o nich tu więc chodzi, ale o przyszłość, która jeszcze Bóg wie jakich wirtuozów wysypać na nas raczy.


∗                              ∗

Młody uczeń handlowy nadesłał nam list z następującemi zażaleniami i uwagami.
1. Panowie kupcy, zamiast obeznawać z czynnościami handlowemi uczniów swoich, używają ich do różnych posług, ze specyalnością powyższą nie mających związku. Odrywają ich od właściwych zajęć i wysyłają do krawców, szewców, piekarzy, rzeźników, cukierników i t. d., słowem, kształcą ich nie na kupców albo subjektów, lecz na lokai i posłańców.
2. Po dwuletnich tego rodzaju zajęciach, młody człowiek dostaje 10 rs. na miesiąc, która to suma nie wystarcza na opędzenie potrzeb najgwałtowniejszych. Gdy młody człowiek prosi o podwyższenie pensyi swego pryncypała, ten odpowiada: „Żebyś więcej umiał, dostałbyś więcej — lecz za taki zasób wiedzy, jaki posiadasz, drożej płacić nie mogę.“
— Lecz któż temu winien — zapytuje korespondent — że umiemy nie wiele, skoro panowie kupcy, podczas trwania nauki, nie o naszej, ale o swojej myślą korzyści?