Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Biust. Bywaj zdrów, poczciwy chłopcze, a odwiedzaj mnie czasem.
Ja. Dusze nasze zrozumiały się.
Biust. Między tymi, którzy mnie odwiedzają, ty jeden tylko przypadłeś mi do gustu. Uważam, że masz zdrowy pogląd na rzeczy i na uczciwość; gdybym był redaktorem, podniósłbym ci honoraryum.
Ja. Bóg zapłać za dobre słowo! Idę na salę obrazów; wątpię jednak, abym tam znalazł podobnego panu przewodnika!
Otóż i jestem na wysokości malarstwa! W sali wstępnej moralną łuszczką pokryte oczy moje dostrzegają paru członków, powracających z kancelaryi. Czcigodni ci ludzie musieli zapewne roczną składkę opłacić, za co niech im będą dzięki, boć przecie nie naradzali się chyba nad podniesieniem sztuki za pomocą ćwiczeń konkursowych.
Miedzioryt: Kazanie Skargi doczekał się nareszcie miejsca w sali wystawy. Spoczywa na mocno rozkraczonej staludze, odwróciwszy się w dodatku tyłem do kancelaryi. Widać w nim tryumfatora, który stanowisko zdobył przebojem.
Stracone gniazdo, ze względu na ilość jaj rozbitych przypomniało nam Wielkanoc. Prócz tego zdaje się, że najbliższą przyczyną upadku gniazda było trzęsienie ziemi, w następstwie którego lada chwila prawa strona obrazu spadnie na lewą. Żeby choć ramy nie zgniotła!
Konie pocztowe znakomita rzecz! Barwa karczmy, cienie lotnych czworonogów, wytarty płaszcz furmana, wszystko to piękne; najwięcej jednakże