Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trzy Maryje poszły,
Drogie maście niosły

ty słyszysz: Tra! la! la! la! tra! la! la! la! i jakieś spazmowanie i wyciąganie wcale nieprzystojne. Dobre owieczki gorszą się, chłopaki gapią się, a dyabłu i niedowiarkom uciecha, bo to woda na ich młyn właśnie.
„Zrób mi zatem łaskę, panie Bolesławie, i rozpuść między ludźmi, że dość już mamy obrazy Boskiej. Czas zacząć służbę prawdziwą: niewiasty zatem z chóru sprowadzić, po prawej ręce na kościele ustawić, a śpiewanie oddać organiście i chłopcom dyszkantom, których przecie Warszawskie Konserwatoryum przygotować by mogło.
Pro secundo z temi kwestami po kościołach w Wielki Tydzień to już całkiem fe!... Po co jabym tam miał (z przeproszeniem) baby dopuszczać i ich śmiechów, chichów, romansów i oczyma przewracań, i po dywanach rozpierań się być niewinnym, a jednak w przyszłem życiu surowo karanym świadkiem? Za moich czasów w kościele przy grobie Pańskim słyszałeś tylko westchnienia pobożne, albo łzy wyciskające wyświstowanie dziada, który świergot ptasząt udawał za ołtarzem. A dziś?... O Rany Boskie!... Z tej oto świątyni zrobiono istne targowisko, na którem zaślepieni grzesznicy duszę czartu do reszty zaprzedają!
„W konkluzyi zatem, przedstaw, Panie Bolesławie, aby owe stoły, dywany, płoche gadki, nieprzystojne śmieszki i drwinki wraz z podwikami z kościoła precz wyrzucono. Niech zamiast panny