Przejdź do zawartości

Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

§ 1. Tedy, abyś mnie Aszmość za jakowego intruza nie poczytał, przypomnę Panu mojemu okoliczność, która o tożsamości osoby mojej radykalne wyda świadectwo. Otóż w wyżej opisanej białej pikowej sukni i takichże majtkach, z zębami na najgrubszy palec u dołu, poznałem Aszmości Pana mego, w dzień Zielonych Świątek. Ś. p. nieodżałowana Babka jego ubrała go po raz pierwszy w tym dniu w wyż wymienione ubranie z surowem popoleceniem, byś Aszmość z psami się nie wdawał, na konie oklep nie siadał i w trawie się nie tarzał. Bogiem a prawdą, Aszmość rozkazy nieboszczki wykonałeś jak najskrupulatniej. Że jednak drzewa w regulaminie objęte nie były, wdrapałeś się tedy Pan mój na mokry świerk i prosto z igły zdjęte ubranie zazieleniłeś na nic.
„Pamiętasz Aszmość, kto cię wtedy od plag uwolnił? Powiesz: Aha! pamiętam! To Bernardyn Kleofas! Otóż ten sam niniejszy list do Pana mego pisze, w kwestyach i powodach w następnych paragrafach przedstawionych.
§ 2. Już Ś-ty Paweł Apostoł Narodów powiedział: „Kobiety niech milczą w kościele.“ Postępki wszelako dni naszych powiedzeniu temu wpoprzek nieustannie stawają. Bo primo, po kościołach Warszawskich a także inszych gubernialnych i powiatowych, z chóru najczęściej głos białogłowski rozlega się, sprawując roztargnienie pobożnym, a wabiąc tylko płochą młodzież ze szkiełkami i dobrze wykrochmalonymi kołnierzami.
To też dziś w Domu Bożym, zamiast cobyś miał słyszeć: