Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko bankierzy, wydawcy pism tygodniowych i felietoniści poczytniejszych dzienników. Reszta populacyi zadawalniać się musi widokiem na rzeź pędzonych wołów i miłemi wspomnieniami przeszłości.
Nie będziemy zastanawiać się nad ogólnemi przyczynami tej drożyzny, kwestye bowiem ekonomiczne są dla nas mniej dostępne; czujemy się jednak w obowiązku zwrócić uwagę na dwa punkta:
1) Kupno wołów. Gadają ludzie, że wół ukraiński, pierwej nim się stanie klopsem lub befsztykiem warszawskim, przechodzić musi przez ręce piętnastu właścicieli, i każdemu z nich w kieszeni przyzwoitą pozostawić pamiątkę.
Gadają jeszcze, co jest dla konsumentów rzeczą niemniej smutną, że wołobójcy zwani pospolicie rzeźnikami, siedzą bardzo a bardzo głęboko w kieszeniach pragskich i Warszawskich lichwiarzy, którym procenta płaci znowu naturalnie publiczność!
Stan taki jest nienormalny.
Między najpierwszym producentem naturalnych wołów, a ostatnim konsumentem befsztyków powinno być co najwyżej trzech pośredników: właściciel, rzeźnik i restaurator. Wszyscy zaś inni stanowią niepotrzebny dodatek, którego jak najprędzej należałoby się pozbyć.
Dalej, żaden porządny rzeźnik nie powinienby kupować wołu za pieniądze, wzięte na procent lichwiarski; robiąc bowiem tak, szkodzi ogółowi i sobie nie przynosi pożytku.
Dla uleczenia miasta naszego od dwu tych chorób, jakiemi są lichwa i pośrednicy, proponowa-