Strona:Bolesław Londyński - Tryumf słońca.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy się kurczą i cierpią niewypowiedzianie,
Tylko lubujące się w zbytkach, a nie pojmujące grozy położenia, małe uliczne chłopaki wołają radośnie:
— Ach co za szczęście! Będziemy się w śnieżki bawili, ulepimy stracha, a potem, ślizgawka, płozy, narty, — oj to to, oj to to!
A jedno małe dziewczątko szepnęło:
„Nadejdzie gwiazdka, będzie choinka, będą pierniczki, zabawki będą“!
Oho! Gdzie tam jeszcze do gwiazdki! Toć to listopad w zawiązku! Czy się to aby przetrzyma?
Jak świat światem, nigdy jeszcze tak wczesnej Zimy nie było!
I jęli modły publiczne odprawiać dla odwrócenia niedoli. Mróz trwał jednak, dzięki hulankom Północnego Wiatru i zawziętości Monarchy Śniegu.
Ale Słońce nie mogło przenieść urazy.
Podrażnione w swojej godności, pos-