Strona:Bolesław Londyński - Tryumf słońca.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co są, żądają płacy nadmiernej, wciąż podjudzani przez żądnych władzy zwierzchniczej prowodyrów swoich.
Jednocześnie, zdaje się słyszeć złowrogie hasło okrutnego głodu. Ziemniaki zmarzły, plon warzyw zmniejsza się w oczach, chleb, nabiał — wszystko drożeje, rozpacz ogarnia świat cały!...
Król Śniegu widzi to z góry i sypiąc a sypiąc swoimi dziećmi Płatkami, coraz to większą folgę swojej zemście daje. Niestrudzoną pomoc ma u Króla Wiatrów, który, ze swej strony nie przestaje zachęcać synów do hulatyki nadziemskiej.
Na sam dzień Zaduszny, na tę uroczystą chwilę, w której wszystkie rodziny radeby uczcić świeże groby swoich najukochańszych poległych, Ziemia zabieliła się śnieżnym całunem, a mróz ustroił w swe przedwczesne kwiaty nieopatrzone okna lepianek, domów i pałaców.