Strona:Bolesław Londyński - Pani Kanapka czyli burza w Pacanowie.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marylka. (zawsze uśmiechnięta) Przynoszę babci à conto. (podnosząc się na palcach, podaje jej nowy papierek).
Pani Kanapka Pół mareczki? Co to jest? To mało!
Marylka. Ale za to nowiutkie, babuniu! Tyle dostałam od tatusia...
Pani Kanapka. (na str.) Jaka słodycz... ile dobrych chęci! (z rezerwą, ale słodziej) Zapiszę te półmarki na rachunek panienki... wszystko musi mieć swój początek (odnotowuje w książce (Marylka chodzi po sklepie z rękoma w tył i ogląda ciastka na talerzach.)
Pani Kanapka. (podnosząc głowę) Co panienka tam robi? (Marylka, wskazując placuszki z poziomkami) po chwili niewinnie Te placuszki z poziomkami muszą być bardzo dobre?
Pani Kanapka. Jeżeli mi przyrzekniesz, że zjesz tylko jeden placuszek...
Marylka. (rzucając jej się na szyję) O dziękuję babci!... (przymilnie) A pozwoli babcia, żebym się podzieliła z Zosią? (otwiera drzwi z prawej i daje znaki Zosi).

Scena IV.
Też same, Zosia, potem Karolek i Tadzio.

Zosia. (fartuszek, włoski zaplecione, koszyczek jak u Marylki.) Dzień dobry pani!