Strona:Bolesław Londyński - Pani Kanapka czyli burza w Pacanowie.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Kanapka. (zwykłym tonem) Jak się masz kochanko?
Marylka. (łamie ciastko i daje połowę Zosi) Masz, zjedz połowę...
Pani Kanapka. A czyż jam taka chciwa, żebyście miały się dzielić jednym placuszkiem? Weźcie sobie każda po jednym.
Zosia. (zarzuca ręce na szyję staruszki) Jaka pani dobra!...
(W tej chwili wbiega Karolek, trzymając w ręku paczkę książek, spiętych paskiem i mały Tadzio).
Karolek. (bardzo zuchwały i poważny zbliża się do bufetu i zdejmuje czapkę) Pani Kanapkowa, proszę mi powiedzieć ile pani winienem?
Pani Kanapka. (gł. przeglądając książkę, Sześćdziesiąt marek i dwadzieścia pięć fenigów panie Karolu...
Karolek. A no tak! Pani ciastka są wyśmienite.
Pani Kanapka. To nie racja... Podkreśliłam już pański rachunek i wszystkich dzieci. Nie dam już nic na kredyt. Może pan sobie wziąć jedno ciastko bezpłatnie, ponieważ rachunek nasz jest zamknięty. (na stronie) Przez tych malców zejdę na dziady! (dzieci całują panią Kanapkę i wychodzą na prawo, przyśpiewując).