Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A nikt tam nie pomoże takiemu żubrowi? Od czegoż są strzelby, gdy wam już za bardzo dokuczy? Czy tego nie próbujecie?
— Kto by się ośmielił to zrobić, kiedy za zabicie żubra położono 700 rubli kary i 10 lat tiurmy. Jak na kryminał i to duży.
— Ja bo słyszałem, — odezwał się Janek, że taki dokuczliwy żubr, to nie zawsze ginie naturalną śmiercią, że mu tam czasem ludzie pomogą w ciemną, burzliwą noc, kiedy wicher głuszy odgłos strzelby w jakimś dalszym ostępie. I nie prędko potem znajdą go strażnicy. Tak przynajmniej opowiadał pan Gloger, który zwiedzał puszczę przed kilkunastu laty.
— Ja tam o tem, nic nie wiem, — odrzekł niechętnie przewodnik, bo żubrów mało widuję. Może tam się i znajdzie śmiałek, co zechce zaczepić, ale to nie bardzo bezpiecznie w pojedynkę nastawać na niego.
— Ten sam pan Gloger, — mówił Janek, — zapisał opowiadanie strzelca, który razu pewnego spotkał się bez broni ze starym żubrem. Żubr był jakoś gniewny i nastawił się rogami na strzelca. Ten schronił się w sosnę i nie mając innej broni, rzucił nań swą torbę barwną. Ale żubr jeszcze się więcej rozgniewał.