Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzącymi się korzeniami i z zaplątaną ziemią w ich rozgałęzieniach, wyglądała, jak wielka czarna ściana, kryjąca poza sobą jakąś tajemnicę.
Józio wdrapał się na plecy Julka, ale i w ten sposób nie mógł dostać do wierzchu tej ściany. Dopiero wspiąwszy się na ramiona Janka, z ledwością sięgnął palcami górnego jej brzegu, ale nawet i wtedy nie mógł zajrzeć po za nią. Kazio tymczasem obszedł ją i wdrapawszy się na powalony pień, usiadł na nim i zaczął deklamoweć Pana Tadeusza:

Na dolę jak ruiny miast: tu wywrót dęba
Wysterka z ziemi, nakształt ogromnego zręba;
Na nim oparte, jak ścian i kolumn obławy,
Tam gałęziste kłody, tu wpółzgniłe trawy,
Ogrodzone parkanem traw. W środek tarasu
Zajrzeć straszno, tam siedzą gospodarze lasu,
Dziki, niedźwiedzie, wilki; u wrót leżą kości
Napół zgryzione jakichś nieostrożnych gości.

— Oto są, — wołał Julek, podnosząc tryumfalnie z ziemi jakąś kość, — taki sam los czeka i nas, jeżeli ośmielimy się przejść te zwały i kłody i wstąpić w krainę, przed którą ostrzega Mickiewicz