Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Za temi jeziorkami już nie tylko krokiem,
Ale daremnie nawet zapuszczać się okiem,
Bo tam już wszystko mglistym zakryte obłokiem,
Co się wiecznie ze trzęskich oparzelisk wznosi.

— A jednak musimy tam pójść, — odrzekł Kazio, bo

za tą mgłę nakoniec (jak wieść geniusza głosi)
Ciągnie się bardzo piękna, żyzna okolica
Główna królestwa zwierząt i roślin stolica.

I stanąwszy na wywalonym pniu, Kazio zaczął podążać w stronę Julka, deklamując patetycznie „Pana Tadeusza“, gdy nagle stracił równowagę i runął w dół między gałęzie. Nic mu się wprawdzie nie stało, ale jeden bok teczki zielnikowej uległ dość znacznemu przełamaniu, czapka znikła gdzieś zupełnie między gałęźmi, a włosy Kazia przyozdobiły się suchymi liśćmi.
— Nadwornego poetę puszcz uczciła wieńcem dębowym
— I naznaczyła go kresą przez czoło.
— A co najważniejsza zabrała mu czapkę.
Czapkę jednakże wyciągnięto z pod gałęzi, kresa mogła być uważana za niezbity ślad pobytu w puszczy,