Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to on Julek, uczeń obecnie już piątej klasy, będzie musiał znów spędzić lato w Ciechocinku i bawić się, jak mały bęben w piasku! brr! brr!
— Czemuż to tłuczesz się po parku z taką miną, jak gdybyś miał jutro zdawać poprawkę u szewca? — zapytał go nagle wesoły głos, i przed Julkiem stanął średniego wzrostu, szczupły i bladawy chłopak, kolega z tej samej ławy.
— Ach, Kazik, wolałbym dziesięć poprawek u szewca, z jego wiecznem nudzeniem, że kreska w ułamku za ukośna, ze czwórka podobna jest do jedynki, że on nie jest Duch święty i nie może odgadnąć, co ja myślę, — wszystkobym to wolał, bylebym tylko mógł nie jechać do Ciechocinka.
— Wybieraliście się przecież do Zakopanego?
— Tak, tak, wybieraliśmy i bylibyśmy pojechali, żeby nie ten mądry doktor. Andzia zdrowa jak ryba, tylko trochę mizerna i niema apetytu, a on znalazł w niej jakieś skrofuły, jakieś gruczoły i chce koniecznie, żebyśmy jechali do Ciechocinka, bo Andzia musi się moczyć w soli. Sam wymoknięty, jak śledź i chciałby cały świat moczyć w soli i marynować. I zato ja