Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzę, kowalu, że nie o nią się starasz, ze śmiechem również odparował ojciec.
Znachor powiedział dobrze.
Tu starzec nagle się wyprostował, wyciągnął rękę ku tłumom i z wielką siłą przemówił temi słowy:
— Niema już innej rady. Trzeba zacząć siec dziewki. Inaczej nigdy dżdżu nie będzie, aż do końca.
— I do krwi siec — znowu dopowiedział znachor:
— A tybyś może chciał trzymać, złowrogo zaśmiał się Mikoła.
— Durny! Czort! obruszył się na znachora już szczerze zagniewany Hypko.
— A ty się, baćko, nie bój, szepnął mu najstarszy; nie katy my, nie skrzywdzim zbytnio dziewczątek; od tego jeszcze nam tylko wypięknieją.
Po tych niedługich rozprawach uchwalono uroczystość naznaczyć na jutrzejszy ranek.
Ogólnie przyjęto uchwałę ze spartańskim spokojem. Młodzież wyrażało ofiarom swe współczucie, być może niezupełnie szczere.
Żmych triumfował ze swej polityki. I tylko dwie biedne dziewczyny, których to dotyczyło najbliżej, nie czując powołania do bohaterskiej roli, protestowały bardzo energicznie. Płakały, lamento-