Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko zechcę, — zmusić do pokochania mnie jednego na świecie! Tak! Ale tego nie robię, bo to zdrowiu szkodzi... Widzisz, jaki jestem! Szkoda mi nawet twej panieńskiej duszy, choć ona przecież nikomu, prócz popów, niepotrzebna.
Jestem czarownik, rozumiesz, dobry czarownik, co na krzywdę ludzką nie dybie, jeno dobrego chce! Znam się z jasnemi duchami, i te mi taką moc dały, że mogę rozrządzać wiatrami do woli. Zechcę — to będzie burza; zechcę — to będzie pogoda. —
— Jeżeliś taki władny, to sprowadź trochę dżdżu, bo jakoś już przydługo go nie mamy, odpowiedziała — A mnie przestań nudzić.
— Sprowadzę! Sprowadzę! Ale co za to dostanę?
— Nic.
— No to nie sprowadzę! — obruszył się. — Niech słońce wszystko wypali do szczętu, niech przyjdzie nieurodzaj i głód, oj głód straszny — ja nawet palcem nie kiwnę, jeżeli moją być nie zechcesz.
— Posłuchaj, ty czarowniku! — Gdyby nawet spłonęła cała ziemia od znoju, i Żmyra wyschła aż do dna; gdyby zabrakło kropli rosy dla kwiatów, — ja umierałabym z pragnienia, a tyś miał pełną studnię — i wtedy wolałabym śmierć, niż ciebie z twojemi skarbami.