Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W Michnyczance za najurodziwsze uchodziły dwie chwackie dziewuchy.
Kulinie, hożej szatynce o pięknych szarych oczach, nie zbywało szczególniej na adoratorach. Sama też trochę dostępna, ba nawet wyzywająca, nie odstraszała od siebie swawolnych zalotników; nadeptywali też jej, rzec można, na pięty przy każdej sposobności. Kto żyw starał się ją potrącić, uszczypnąć łokieć lub objąć wpół, gdy się uda, choćby na oczach wszystkich. Takie to już panowały pojęcia o flircie w owych czasach, w owem środowisku. Lecz piękna umiała sobie radzić z chłopcami; zgrabnie, z wesołym śmiechem wywijała się zawsze zwycięska i triumfująca.
Sonka natomiast, wiotkie i rzewne dziewczę, o wykwintnym profilu i delikatnych rysach, budziła onieśmielenie w niesfornej rzeszy parobków. Nazywano ją „panną“, nie „dziewką“, jak jej towarzyszki... I starsi ludzie, to słysząc, wpadali niekiedy w zadumę nad zagadką pochodzenia.
W niedalekiem bowiem sąsiedztwie znajdował się dwór, dom niezbyt pańskiego wyglądu i raczej do dużej chałupy podobny, nazywany jednak „pałacem“ przez całą okolicę. Była to stara siedziba możnych Siekierowiczów. Siekierowicze zaś mieli być, jak o tem głosiło podanie, mętne jak wszelkie podania, właściwymi założycielami tych dwóch pięknych wiosek. Słynęli od wieków