Strona:Bogumił Hoff - Wyprawa po skarby w Tatrach.djvu/4

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przez dni parę. Musiał więc ojciec zaczekać na bardziej sprzyjającą pogodę, a gdy ta nastąpiła, wybrał się sam z narzędziami i z workiem w owo ciekawe miejsce. Ale któż opisze jego zmartwienie, na widok nagromadzonego śniegu, wypełniającego całą kotlinę. Poszukiwania jego były daremnemi, gdyż w głębokim śniegu, chociaż dobrze pamiętał położenie, nie mógł dogrzebać się do wykopanego dołu. Zaniechał przeto na ten raz wszelkiej roboty i udał się do Jaworzynki, najbliższej wioski na węgierskiej stronie, aby zebrać jakie wiadomości. Tam dowiedział się, że znajomy mu jegomość, przyszedłszy późno w nocy do karczmy, najął na drugi dzień furmankę, którą dojechał najprzód do Czarnego Stawu, gdzie w kosodrzewinie znajdował się ukryty worek z wykopanym minerałem, poczem zabrawszy ów worek, pojechał ztamtąd wprost do Nowego Targu; tam furmankę odprawił, najął inne konie do dalszej podróży, ale nie można się było dowiedzieć dokąd dalej pojechał.
Nastąpiła zima i wiosna, uniemożliwiająca wszelkie wycieczki. Za powrotem lata, ojciec wraz ze mną parę razy udawał się znów w ową kotlinę, ale zawsze napróżno: śnieg wypełniający ją, udaremniał zawsze nasze poszukiwania. Rok rocznie, przez długi czas, powtarzaliśmy nasze wędrówki, ale zawsze bez skutku. Tymczasem ojciec mój umarł, ale ja sam już od czasu do czasu zachodziłem tam, chociaż zawsze znajdowałem kotlinę zapełnioną śniegiem.
Pewnego razu na dnie przepaści, leżącej powyżej owej kotlicy, ujrzałem zwłoki jakiegoś człowieka. Z narażeniem własnego życia spuściłem się tam i znalazłem trupa, właściwie tylko kościotrupa, gdyż z ciała mało już pozostało; posłużyło ono było widać na ucztę dla orłów i niedźwiedzi. W Jaworzynce dowiedziałem się niebawem, że przed miesiącem, ten sam nieznajomy pan, zatrzymał się tam w przejeździe i zamówiwszy na dzień następny furmankę do Czarnego Stawu, sam, pieszo, udał się w góry. Zamówiony Jaworzyniak zajechał nad Czarny Staw i czekał tam na owego pana do wieczora, lecz nie mogąc się doczekać, powrócił do domu. Pan zaś dotąd jeszcze się nie zjawił. Nie ma zatem wątpliwości, że to jego właśnie spotkało nieszczęście; spadł w przepaść i zabił się na miejscu. Tymczasem wieść się rozeszła po okolicy, że ten pan znalazł skarb, którego część dawniej zabrał, a teraz widać wrócił, aby zabrać resztę i tak nieszczęśliwie skończył.