Strona:Bogumił Hoff - Wyprawa po skarby w Tatrach.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiem zaś owym, któremu dziewczę odkryło skarb, był zmarły przed dwoma laty ojciec Pawełka.
Po wyjściu z kopalni, Pawełek pokazał mi mieszkania górników, które okazały się nędznemi barakami, pozbawionemi światła i powietrza, poczem zaprosił mnie do swojej chaty gdzie chwilkę odpoczęłem. Podczas rozmowy z Pawełkiem zagadnąłem go, czy on też nie wie co o skarbach, ukrytych w Tatrach. Z początku, również jak inni, zbył mnie odpowiedzią: „Niby mają być“, ale później stał się jakoś więcej otwartym i oto, co mi opowiedział:
„Przed sześciu mniejwięcej laty, przybył do mego ojca jakiś jegomość, już nie młody, bawiący od niejakiego czasu w Zakopanem, z propozycją, aby wspólnie z nim udał się w głąb Tatr i zabrał z sobą narzędzia górnicze. Wynagrodzenie przyobiecał sowite, więc ojciec zgodził się chętnie i obaj wyruszyli w drogę. Ów pan zaprowadził ojca daleko, na wysokie turnie nad Morskiem Okiem i zatrzymał się w kotlinie zasypanej do połowy śniegiem. Widoczne tam już były ślady kopania w rozmaitych punktach. Po oznaczeniu miejsca, zabrali się obaj do roboty, kopiąc i przerzucając kamienie i zwir aż do samego wieczora. Przenocowali niżej w kosodrzewinie, a wczesnym rankiem powrócili do dalszej pracy.
W dole już dosyć głębokim, pokazała się nareszcie czarna ziemia, a ów pan, badając ją, odezwał się do ojca: „Daremna nasza robota, nic tu nie ma: wróćmy lepiej do domu.“ I zeszli do miejsca, gdzie nocowali. Pan opłacił ojca i żegnając go polecił mu, ażeby sam powrócił do domu, gdyż on już nie pójdzie do Zakopanego, lecz przez Jaworzynkę uda się w dalszą podróż.
Ojciec opuścił owego pana, który udawał że się chce trochę przespać i niby położył się na ziemię. Lecz ojciec był ciekawy, co on też dalej pocznie i dla tego, wszedłszy na grzbiet Szpilglasa, ukrył się za skałą i śledził owego jegomościa, który rzeczywiście niebawem się podniósł i powrócił na górę, do kotliny, gdzie poprzednio kopali, gdzie też pozostał aż do zmroku. Ojciec nie wątpił już, że ów pan rzeczywiście znalazł skarb i nie chciał tylko mieć świadka.
Nadeszła noc. Ojciec trapiony głodem, udał się do domu, z postanowieniem powrócenia w to miejsce nazajutrz rano. Tymczasem, w nocy zaczął padać deszcz ze śniegiem i padał tak