Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
168
Chata wuja Tomasza

— Wy sami, na mojem miejscu, czyżbyście inaczej postąpili? — spytał Jerzy.
— Z pewnością, że nie — odpowiedział Szymon — lecz hamuj gniew, aby ci nie odjął bystrości umysłu: człowiek bowiem słaby jest.
— Co do mnie, czuję się dość silnym, — rzekł Fineasz, wyciągając obie ręce jak śmigi wiatraku — i nie zarzekam się, że nie przytrzymam jednego z tych łajdaków, gdy będzie tego potrzeba.
— Człowiek ze złem walczyć powinien, — rzekł Szymon, — i Jerzy ma prawo walczyć w swojej obronie jakoteż żony i dziecięcia, — to nie ulega wątpliwości; lecz prośmy Boga, żeby dał mu łaskę panowania nad sobą i żeby obyło się bez krwi rozlewu.
— O to właśnie i ja proszę, — rzekł Fineasz; — lecz jeżeli pokuszenie będzie zbyt silne, niech się mają na baczności. Oto rzecz cała.
— Jak to zaraz widać, żeś się nie urodził Kwakrem, — odpowiedział Szymon, uśmiechając się. — Stary człowiek silnie jeszcze w tobie przemawia.
I rzeczywiście Fineasz przez długi czas uprzednio był śmiałym mieszkańcem lasów, namiętnym myśliwcem, dzielnym strzelcem; lecz się zakochał w prześlicznej Kwakierce, jej wdzięki skłoniły go do przyłączenia się do tej sekty. Był on uczciwym, trzeźwym i użytecznym członkiem społeczeństwa; jednak gorliwsi ganili w nim brak pokory i miłości bliźniego.
— Przyjaciel Fineasz chce zawsze postępować według swej myśli, — rzekła Rachela Halliday, — lecz znamy dobrze prawość jego serca.
— Czy nie lepiejby było przyspieszyć naszą ucieczkę? — spytał Jerzy.
— Wstałem dzisiaj o czwartej godzinie i wcale nie traciłem czasu, — przemówił Fineasz. — Kawał drogi oddalimy się, jeżeli nie wyjadą wcześniej, jak to ułożyli.
— W każdym razie nie powinniśmy się ruszać przed zmierzchem; w miasteczkach, przez które musimy przejeżdżać, jest dużo nieuczciwych ludzi, którzy na widok naszego furgonu, gotowi szukać z nami sprzeczki, co nam więcej zaszkodzić może niż zwłoka. Za parę godzin, jak sądzę, będziemy mogli puścić się w podróż. Uproszę Michała Krossa, aby nam towarzyszył konno dla lepszego wybadywania drogi; on nas ostrzeże za każdym razem o niebezpieczeństwie, a ma konia dobrego, który z łatwością prześcignie wszystkie inne; w potrzebie więc, w jednej chwili może się złączyć z nami. Pójdę teraz wszystko przysposobić; powiem także Jimowi i matce jego, aby byli gotowi. I tak już uprzedziliśmy pogoń i możemy być pewni, że dojedziemy do stacji, nim nas dościgną. Bądź więc dobrej myśli, Jerzy, przyjacielu, bo to nie pierwszy raz zdarza mi się wybawić z niebezpieczeństwa ludzi twego plemienia — rzekł Fineasz, zamykając za sobą drzwi.
— Fineasz jest przezorny; spuść się na niego, mój Jerzy, on ci wiele pomoże, — dorzucił Szymon.
— Jedno mię tylko martwi, — rzekł Jerzy, — że się narażasz dla nas na niebezpieczeństwo.
— Zrób mi tę łaskę, przyjacielu, nie wspominaj więcej o niebez-