Strona:Biszen i Menisze.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXVII.
Rustem powraca na dwór Kai-Chozra.

Kiedy pan świata, Chozru, posłyszy,
Że lew już wraca z leśnych komyszy,
Że przygód tyle przebył szczęśliwy,
Że Biszen przy nim cały i żywy,
Że pobił szacha Turków do szczęta,
Że popsuł plany tego wykręta:
Długo się w modłach kornych zatapiał,
Bił czołem, łzami podłogę skrapiał,
Aż Giw i Guders, syny Keszwada,
W padną doń; twarz ich o szczęściu gada.
A w wojsku także radość bez miary,
Gdy rozkazano wynieść sztandary.
Trąby i surmy już huczą w bramie;
Radości oko żadne nie kłamie.
Dziedziniec zoran końskiem kopytem
Grzmi trąb odgłosem i zbroic zgrzytem;
Słonie grunt ryją ostremi kłami;
Igra, szeleszczy wiatr proporcami.
Naprzód słoń ruszył, co kotły dźwigał;
Za nim Tus groźny proporcem migał,
Przy nim statecznych witezi grono;
Lwy i lamparty też prowadzono. ·
Takito orszak kapiący złotem
Szedł, Pehlewana uczcić z powrotem.
Tłumem się zbiegły dzieci, kobiéty
Widzieć ten tryumf tak znamienity.