Strona:Biszen i Menisze.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O jednę łaskę błagam cię panie:
Jeśli do swoich wrócisz w Iranie,
Udaj się, łaski większej już nie ma,
Czyto do Giwa, czy do Rustema,
I mów im: Biszen więzion tu skrycie,
Umrze, jeżeli pomoc spóźnicie!”

Markotno słyszéć to Rustemowi,
Więc jej łajaniem groźnie odpowie:
— „Precz ztąd! O Chozrze nie wiém nic zgoła;
Co mi do cierpień twego warchoła?
Kto Giw, kto Guders, nie wiém choć zabij;
Głowę mi suszy ten język babi!”
 
Menisze znowu w płacz jeszcze tkliwszy,
I łzawem okiem weń popatrzywszy
Rzekła:—„ O mężu! azal przystoi
Mowa tak szorstka mądrości twojéj?
Mnie, którą nieszczęść pokłuły ciernie,
Godziż się wypchnąć niemiłosiernie?
Azal w Iranie obyczaj taki,
Że odpędzają z wzgardą żebraki?”
— „Czego chcesz? — Rustem rzekł nieco słodziéj
Czy cię Ahryman na mnie nawodzi?
Byłem zajęty, przyszłaś nie w porze,
Więc mię zastałaś w gniewnym humorze.
Przebacz, żem w domu przyjął cię krzywo,
W sierdzistość wpadłszy niepowściągliwą.
Wierz mi kobiéto, nie czcza wymówka,
Lecz o Kai-Chozru nie wiém ni słówka!
Nie wiem, kto nosi Gudersa miano:
Ta strona całkiem jest mi nieznaną.”

Poczem ją kazał swojéj czeladzi
Nakarmić; jadło przynoszą radzi,
A on pytania rzucał niekiedy:
— „Przezcożeś przyszła do takiéj biédy?