Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ich na nosze. Po drodze zbieramy jeszcze innych żołnierzy, powalonych nadmiarem wina na ziemię. Widowisko wcale nie pocieszające!…
Na etapie wojna przedstawia się zgoła inaczej. Żołnierz w pierwszej linji jest trzeźwy i szczery. Gdy znajdzie się na etapie, nabiera znowu nałogów karczemnych.
Dochodzimy do sympatycznego Comeglians. Jego okolice należą niewątpliwie do najpiękniejszych w Karyntji. Ta kraina raduje serce.

29 kwietnia.

Promienny, słoneczny poranek. Lasy darzą oko wszelkiem odcieniami delikatnej wiosennej zieleni. Wszędzie pełno radości: w przejrzystej jaśni widnokręgu, w rozhukanych wodach Degano, rozbijających się o skały, w białości samotnego kościoła, co ze skalnej wyniosłości panuje nad wsią, w dymie naszych kuchni polowych, ustawionych w głuchym zakącie pod prostopadłem urwiskiem. Dziś już we wsi większa cisza i porządek, straże stoją dokoła biwaku. Jak w innych wsiach karynckich, tak i w Comeglians uderza całkowity brak mężczyzn. Widzi się tylko kilku starców, wiele kobiet i dzieci. Nadarzyła mi się sposobność zawarcia znajomości z tutejszym wójtem, właścicielem gospody.
— Cieszę się, — rzekł do mnie ten człowiek — że mogłem pana gościć u siebie i mam nadzieję, że gdy wojna się skończy, zobaczę się jeszcze z panem.
Mój rozmówca jest namiętnym wielbicielem gór.
— Gdy wedrę się na najwyższy szczyt — powiada do mnie — czuję się jakbym był królem nad królami…

30 kwietnia.

Bardzo wczesna pobudka: jeszcze noc. Rynsztunek na plecy! Z Comeglians do Villa Santina jest 13,8 km. Zatrzy-