Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I szli tak bez celu, wśród drzew i mchów, coraz dalej, coraz głębiej, w milczeniu... Cisza panowała dokoła. Doszedłszy do krańca gęstwiny leśnej, gdzie droga schodziła w dolinę, zatrzymali się. Przed nimi rozciągała się dolina Dalles i cały, pełen melancholji, jej obraz wpadł im w oczy. Nie znali go dotąd. Nigdy jeszcze w tej stronie parku nie byli.
W owe czasy dolina Dalles, mało komu znana, rozciągała się w spokoju między dwoma urwiskami, okrytemi gęstym lasem. W oddali, w samym końcu doliny, która powoli spływała ku nadbrzeżnym piaskom, błyszczało morze: na wstępie frendzle bałwanów, o szumiących grzywach białych, roztaczały się leniwo po płaskim brzegu, dalej nieco falista powierzchnia ciemnozielonych wód, a het daleko, aż do krańców horyzontu, pod niebieskiem pokryciem niebios, ruchliwe obszary sinego morza.
Powoli kobieta usunęła rękę kochanka.
— Jakiż piękny wieczór jesienny! — zawołała pod wrażeniem roztaczającego się przed nią krajobrazu. Jakiż to cudny kraj, ta wasza Francja!
— Dlaczegóż «wasza Francja», droga Rozyno? — zapytał Marceli, patrząc w oczy pięknej kobiety. Czyż odtąd nie jest twoją ojczyzną ten kraj, którego jestem synem?
— Oh, wiem, wiem... — odparła. «Twój Bóg moim będzie Bogiem, twój naród, moją ojczyzną»... O nie! Ja chcę pozostać sobą... Ah! — zaczęła z większą jeszcze mocą — piękną jest wasza Francja!... a przecie wszelkiej nienawiści godną!... Niegdyś «dama narodów» — dziś «dziewczyna upadła!»
— Wiersz Dantego! — odparł Marceli;...ale Dante powiedział to o waszej Italji.
— Moja Italja?... Ah, niestety, i ona bardzo nędzna... więzień do galer przykuty... Ale Włochy przynajmniej umieją jeszcze nienawidzieć i zawsze mogą płakać!