Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rozyno! — odezwał się młody człowiek, chcąc przerwać ten ciężki przedmiot rozmowy. Zamiast znieważać to, co mocne i rozumne, mów raczej o sobie, o swej rodzinie... Powiedz mi wiersz ulubionego twego poety, ten sonet Leopardiego «l’Italia».
— Nie! — odpowiedziała Rozyna. Nie tego... innego wolę!
Postąpiła parę kroków, poczem nagle zwróciła się twarzą do Marcelego. W tej chwili było w niej coś teatralnego, coś sztucznego.
Rozyna stała na szczycie pagórka. Postać jej rysowała się wyraźnie na szarem tle półmroku. Rozyna wzniosła prawą rękę do góry i zaczęła deklamować... A on, ten syn hrabiego Besnarda, wzroku od niej nie mógł oderwać. Dusza jego tonęła w jej głosie, w każdym wyrazie, który z jej ust wychodził. Zachwycał się tą władczynią swego serca, tą panią swego rozumu i duszy, tą czarowną otchłanią, w której honor jego ginął.
Głos Rozyny rozlegał się w powietrzu dźwiękami namiętnej harmonji... Kochanka Marcelego w pierwszej zwrotce przedstawiła śliczny, złotem słońca oblany obraz Francji, do której zbiegają się obce ludy, jak niegdyś do Grecji!... Nagle obraz się zachmurza... Świątynię mrok zapełnił, noc na Francję zeszła, i oto ten najszczęśliwszy kraj na ziemi na olśniewających niegdyś swych ołtarzach umieścił — hurysę!... Taką jest Francja — wołała Rozyna — śmieje się nawet w trumnie, całun śmierci nad nią się rozwija, a niebiosa płaczą nad zgubionem dzieckiem!
— Cóż za obrzydłe oszczerstwo, jakaż wściekła nienawiść! — zawołał oburzony Marceli... Któż jest autorem tych wierszy?
Rozyna z dumą odpowiedziała na to ostatnie pytanie:
— Mój ojciec! — Ten ojciec, o którym starannie unikasz rozmowy?... A więc, chociaż to ojciec twój napisał, dowiedz