Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Marcel i jego towarzyszka musieli się zatrzymać, gdyż przed niemi tłum wzrastał co chwila.
— Czuję głód — odezwała się księżna de Carpegna... Spróbujmy dostać się do bufetu...
Nie bez trudu Marcel utorował drogę, nie bez trudu umieścił przy stole księżnę i stanął przy jej krześle.
Wśród hałasu, jaki panował dokoła, usłyszał tuż za sobą te wyrazy:
— Któż dzisiaj jest kawalerem na usługach pięknej Rozyny?
— Tylko co powiedziano mi jego nazwisko... Niejaki pan Besnard.
— Krewny radcy stanu?
— Zdaje się.
Po chwili milczenia ten sam głos dodał:
— ...Człowieka, którego tak shańbił poeta:

Prokurator Besnard, Brutus zysków chciwy —
Syn kata, katem został, żeby być szczzęśliwy!

Marcel odwrócił głowę i spojrzał na jegomościa, który mu przypominał zakrystjana. Starzec śmiało i drwiąco spoglądał na młodego Besnarda.
— Te wiersze, szanowny panie, są ohydne... a pan, jak widzę, potrzebujesz lekcji poezji!... Jestem synem hrabiego Brutusa Besnarda... Zechciej pan na mnie zaczekać. Muszę z panem pomówić!
Na to wyzwanie Marcela starzec odpowiedział tonem drwiącym:
— Na pańskie rozkazy!... Znajdziesz mnie pan zaraz, ale sądzę, że nie tutaj... W sali Apolla.
W czasie tej rozmowy księżna nie poruszyła się nawet, oddana całkowicie spożywaniu łakoci.
Czy słyszała?...
Wkrótce zwróciła się do Marcela, prosząc go, ażeby ją odprowadził.
Powrót księżnej de Carpegna grono wielbicieli powitało okrzykiem podziwu. La Chesnaye, Gravenoire i