Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niech żyje cesarz! Tak, ówcześni ludzie wydali ten okrzyk entuzjastyczny, ten stary okrzyk z pod Austerlitz i z pod Jeny — okrzyk «Wielkiego Narodu». Ludzie ci uważali się za szczęśliwych... Ileż pozorów szczęścia!... W dniach, tak niedalekich jeszcze, a przecie tak odległych, sprawy to prawie dzisiejsze, a przecie okrywa je mgła legendy... Wówczas to armata Inwalidów rzucała światu nazwy Almy, Magenty i Solferino, wówczas to dwa razy armja francuzka przechodziła przez Paryż z gałązkami oliwnemi na bagnetach, wówczas to wszyscy monarchowie świata zjeżdżali do pałacu Elizejskiego, tego hotelu królów, a w całej podziwem przejętej Europie cesarz francuzów nosił tylko nazwę cesarza!... O, dni szczęśliwe, których sława w sercach naszych zastępowała miejsce wolności, czy kiedy jeszcze wrócicie?... Nie: zbyt wiele nienawiści przeszło po zbytku miłości, a nasza święta duma tyle łez wypłakała!... Stało się — powtórzyć się nie może nigdy! Ale czyżby rozpacz, którą wywołał ostatni upadek, miała zniszczyć nawet pamięć, a przepaść Sedanu czyż rzeczywiście miałaby być przepaścią, nawet dla wspomnień o naszych dniach chwały, o naszych bohaterach?... O, Francjo, Francjo, córo starej Galji, narodzie Vae Victis, narodzie bezlitośny dla twych zwyciężonych!...
A ty, boska Sprawiedliwości dla ludzi, której sumienie nieraz znienacka było zachwiane, ale któraś rozgrzeszała królów, gdyż znasz ich narody — ty, Historjo — kiedyż nareszcie zechcesz zmienić swój wyrok?

II.
Środa cesarska.

Tego wieczora, 24 listopada 1856 roku, pałac Tuileryjski wyglądał wspaniale: we wszystkich oknach