Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

adresowany, leżący na stole. Zdziwiony, rozerwał kopertę i jęknął z boleści.
List cały zawierał dwa wiersze:
«Sądziła, że pana kocha: nie kochała pana. Zapomnij więc, skoro się zapomina».
Podpisu nie było.
Marceli Besnard czytał i odczytywał to brutalne pożegnanie; nie rozumiał, nie chciał nic zrozumieć. Nareszcie zawołał służącego:
— Gdzie jest księżna?
— Księżna tylko co wyjechała.
— Sama?
— Nie, z tym panem, który przyjechał.
— Czy powiedziała dokąd jedzie?
Na to pytanie nikt ze służby nie umiał odpowiedzieć.
— Mniejsza o to!... Niech konie natychmiast zaprzęgają!
Gdy służący wyszedł, Marceli dodał:
— Dogonię ich!
Znów wziął do ręki list bez podpisu. Teraz dopiero zauważył bukiecik... Dzikie różyczki zwiędłe, umierające, przypomniały mu jego uczucie... Opuszczony, schwycił kwiaty, zmiął je w ręku, rzucił na podłogę i podeptał ich szczątki nogami.
— Komedjantka!... Taki los i pamięć o tobie spotka!... Cóż za szczęście czuć się wolnym nareszcie!... Nareszcie!!
Ale w tej chwili w oczach mu wszystko ściemniało, kolana się zgięły i padł na podłogę bez życia...
Nieszczęśliwy kochanek Rozyny Savelli zemdlał...

VI.
«Ponieważ jest moim synem»...

Nadeszła zima, a z nią nadeszły jej mgły i smutki, które Paryż owijały w swe szare opony.