Strona:Asnyk Adam - Pisma 03. Wydanie nowe zupełne.djvu/183

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Dalej w morzu... od lądu oddarty,
    Nakształt brzegu wysuniętej warty,
    Szmat wysepki, raczej odłam skały,
    Sterczy nagi. Między nim a lądem
    Morze wpada rozhukanym prądem,
    Niosąc łodzie chyżym pędem strzały.

    Na tym brzegu rozsiadł się ponury
    Kształt pierwotnej, celtyckiej natury
    Średniowieczny, spóźniony romantyk...
    Wzniósłszy w górę dumną skroń olbrzyma,
    Kamiennemi wyziera oczyma
    W mgły północy, w burzliwy Atlantyk.

    Głuchy, niemy, nieruchomy świadek
    Scen minionych, dziejowych zagadek,
    Ta olbrzymia głazów piramida:
    I widziała, jak świętą jemiołą
    Uwieńczywszy blade trupa czoło
    W łódź kładziono zmarłego Druida.

    A te łodzie bez steru i wiosła
    Fala sama z umarłymi niosła
    W wiecznych mroków posępną krainę,
    Na brzeg wyspy, która w oddaleniu
    Niby smuga majaczeje cieniu,
    Tajemniczo w mgły spowita sine.