Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Drogo, bo drogo, ale jest wygoda dla mnie; za to dla nich niema wygody: stoją w szopie, woda daleko, dopilnować trudno: już mi to dojadło... Ot, ja z prośbą do pani, mówiła mi panna Zofia, że przyjdzie mi czekać na ślub dwa tygodnie... co tam wyprawa... można zrobić i po ślubie, a już mi dokuczyło siedzieć w miasteczku.
— Obliczyłyśmy z Zosią, że ślub może być dopiero za dwa tygodnie...
— I zmienić nie można? co?
— Nie, panie Szyszkowski.
— Cierp, kozacze, będziesz atamanem; no, cierpiał ja tyle, wycierpię więcej.
— Nie znać tego po panu — zaśmiała się narzeczona.