Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Porwał ją, nie opierającą się, w swe ramiona, ściskał, całował, przytulał, póki nie wymodlił pożądanego słówka.
Cała zaczerwieniona, trochę ze wstydu, trochę z podniecenia, wysunęła się z jego ramion, mówiąc:
— Pogadajmy rozsądnie...
— Tak kto?
— Ja i pan.
— Tu niema pana, jest twój niewolnik.
— Więc dobrze, ja i... ty.
— Słucham, duszo moja.
— Mam prośbę, wielką prośbę do... ciebie... Pragnęłabym, aby ten, którego kocham, był dla wszystkich najlepszym, najmilszym...
— Ja tylko dla ciebie chcę