Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

być takim — i zacałowywał jej ręce po łokcie.
— Ale niewolnik powinien słuchać — zaśmiała się wesoło.
— Jaż sam o posłuszeństwo...
— Otóż pan... no, nie chmurz się... otóż ty za wielkie dajesz pozory, że lubisz... że lubisz żyć wesoło...
— A po kiegoż czorta mam być smutny? — zaśmiał się nieszczerze — pieniądz jest, majątek jest, kochanka piękna, to i co mi za niewola żyć jak mnich!
— Nie mówię o wesołości, bo sama nie lubię smutnych i zgryźliwych, ale u pana... u ciebie, na każde zawołanie szampan, koniak, wina rozmaite...
Zachmurzył się i rzekł dosyć opryskliwie: