Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozciągała się gładka równina, przerznięta uprawnemi polami, gruszami na miedzach, gajami i dalekimi, siniejącymi lasami na widnokręgu. Południowe, majowe słońce złociło liście drzew, błyszczało w małej rzeczułce, promieniało w piaskach przydrożnych, rozświetlało cienie olch nadrzecznych, przeświecało przez lekkie opary, podnoszące się z ukwiecionych łąk. Z mokradeł wrzasnęła czajka, zawtórował jej bąk, rozważnie nasłuchiwał bocian, migała jak kula czarna, szybka jaskółka, wydzwaniał w górze skowronek swą pieśń wieczorną, biły w zbożach przepiórki, trzepotały się gwarliwe wróble; a wśród motyli, chrabąszczy, jętek, komarów, bąków, nieśmiało migał krótki