Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ PIĄTY.

Cudzoziemiec z za morza.

Nie należałem jednak do tych, którzy potrafią rozpaczać nad stłuczonym dzbankiem.
Bo jeśli nie ma sposobu go skleić, a choćby też zdrutować, jedyną rzeczą, jaka przystoi mężczyźnie, jest — nie mówić o tem więcej.
Wprawdzie przez całe tygodnie uczuwałem potem piekący ból w sercu, a dziś nawet jeszcze, — po tylu latach i po szczęśliwem małżeństwie, — skoro pomyślę o tym smutnym roku, doznaję wrażenia, jakie się uczuwa przy rozdrapywaniu niezupełnie zabliźnionej rany. Ale wtedy usiłowałem wysoko nieść głowę, przedewszystkiem zaś sumiennie dotrzymywałem obietnicy, danej Jim’owi, w pamiętny ów dzień, na lśniącem od śniegów zboczu.
Byłem dla niej bratem, niczem innem.
Ale kochałem ją ciągle i nieraz przychodziły na mnie takie chwile, żem zaciskał zęby ile mi starczyło siły i zmagałem się z sobą, pragnąłem okazać twarz choćby spokojną.
Edie widziała doskonale, co się we mnie dzieje i rzekłbyś, że litowała się nade mną. Więc krążyła koło mnie, nawiązywała poufną rozmowę, ogarniała tem szczególnem, pół pieszczotliwem, trochę wyzywającem spojrzeniem i opowiadała ci-