Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Juści! ale co tu z sobą poczniemy? — odkrzyknął mu Flint. — A bodajby mnie..., jeżeli wiem, co pięciuset... myśli robić przez tyle miesięcy!... chyba tylko chlać rum i kłócić się dla rozmaitości!
— Należy oporządzić wasz okręt, człowiecze — odparł Murray. — On się tego domaga!
Flint w odpowiedzi rzucił przekleństwo. Koń morski stał nazbyt daleko, by można było rozróżnić wszystkie słowa kapitana, wszakże usłyszałem urywek pierwszego zdania:
— ...oporządzić okręt? Tylko... kiep... oficer marynarki miałby ochotę... swój...
Dziadek, jak to miał we zwyczaju, ruszył parę razy po gallijsku[1] ramionami i zażył tabaki.
— Podobno kapitan Flint chce iść ze mną na udry. Dziwny on z usposobienia, a jednocześnie człek to tęgi, Robercie, pomimo całej jego głupoty i zaślepenia. Ale wróćmy do twego zapytania. Chciałeś się dowiedzieć ode mnie, co ci się złego przydarzyć może na lądzie. Odpowiem ci, że dokładnie nie wiem, lecz mówiąc bez ogródek, że posłużę się językiem naszego sojusznika, może ci się to przydarzyć „kroćset......“ i innych przypadłości. Dlatego radzę, ażebyś wracał na okręt napóźniej w godzinę po zachodzie. Żal mi cię bardzo, Robercie, ale nie będę mógł ci pozwolić na opuszczenie okrętu, jeżeli mi nie dasz słowa, że dotrzymasz tego warunku.
— Daję na to słowo waszmości — odpowiedziałem krótko i zacząłem zstępować za Piotrem po drabinie ku narządzonej już łódce.

Wzięliśmy się do wioseł i pomknęliśmy poprzez liman w kierunku ujścia rzeczułki, którą widzieliśmy z pokładu Jakóba; droga wypadła nam tuż koło żółtego kadłuba Konia morskiego. Ze strzelnicy ozwał się przeraźliwy krzyk i koło czarnego wylotu wystającej armaty ukazała się ruda łepeta Darbego Mc Graw.

  1. Gallowie — Celtowie, plemię obejmujące Szkotów, Irlandczyków, Walijczyków i Bretończyków; Język ich nazywa się do dziś dnia galickim (Gaelic). (Przyp, tłum.).
141