tu przytomność, oraz unaocznić ci doniosłość sprawy, której się poświęciłem.
— Nie wiem, jako on djabeł czarny — odrzekłem; — ale nie pragnę dokładniejszych wyjaśnień. Tu na tym pokładzie dopuszczano się morderstw i grabieży, a w waszych szeregach, o ile się nie mylę, wylęgła się nienawiść i zdrada. Smutne to dzieje; radbym od nich być jak najdalej.
Jemu mina nieco zrzedła.
— Phi! — ozwał się. — Jużeśmy o tem pomyśleli. Poczekaj, Robercie, aż znajdziemy się na pokładzie Królewicza Jakóba. Wtedy przekonasz się, co-ć ofiaruję.
— Jużem o tem słyszał — rzekłem oschle.
— Niebawem usłyszysz o wszystkiem — odpowiedział dziadek. — Niechno tylko znajdziemy się w oficerskiej kajucie Królewicza Jakóba za stołem, z którego drugiej strony siedzieć będzie Flint, mając przed sobą szklanicę rumu! Wtedy posłuchasz, co powiem.
W tej chwili nadszedł Bones i wdał się z nim w rozmowę; korzystając z tego, przystąpiłem do Piotra, który posępnie przyglądał się odwiązywaniu łódek i nastawianiu lin, któremi miano opuszczać je na wodę.
— Znowu czuję się goszej ...ja! — zajęczał.
— Pociesz się — oznajmiłem. — Wkrótce będziesz miał pod sobą pewniejszy statek.
I wskazałem mu dwa okręty, które wyłoniły się nad krawędzią widnokręgu, tak iż piętrzące się banie ich wydętych żagli stały się już całkiem widoczne. Szły one, jak i my, nieco na ukos wiatrowi; lecz były o wiele cięższej budowy, przeto zdawały się roztrącać i kruszyć przestwór wodny, który nami miotał na wszystkie strony. W miarę jakeśmy się przyglądali, ukazywały się górne szczegóły ich więźby, a ja wyróżniłem nawet długi rząd malowanych strzelnic na sztymborku[1] pierwszego okrętu.
— Ma on conajmniej ze trzydzieści sześć ton! — zawołałem. — Czy może to być okręt Murraya?
— Mniejsza o to, czij to okręt, ale ja się czuję niedobsze — odparł Piotr.
- ↑ Sztymbork, sterbort — prawy bok statku. Bakort — lewy bok.