W tej chwili do miejsca, gdzieśmy stali wsparci o burtę bakortu, przyczłapał Jan Silver.
— Co, widać je? — zagadnął. — Prawda, że niemasz piękny okręt z żaglami, niczem malowanie!
Twarz mu jaśniała wzruszeniem — ręczyć mogę — zupełnie szczerem.
— Są wielkie, jak fregaty — odrzekłem. — Skądże to wasza drużyna nabyła tak wielkie okręty?
On parsknął śmiechem.
— Słyszałem, że kapitan dostał Jakóba jakowymś fortelem od Francuzów. Pochodził on z Indji — zwał się Esperance. Ale Konia morskiego zdobył własnemi rękoma Flint z garścią naszych zuchów w czasie wyprawy na Smyrnę. Nie jest to już okręt tak sprawny, jak niegdyś, lecz jeszcze potrafi iść w zawody z Jakóbem.
— Czy jest tak ciężko uzbrojony, jak Jakób? — zapytałem, bo okręt jadący na przedzie zasłaniał częściowo swego towarzysza przed naszym wzrokiem.
— Zupełnie tak samo, panie Ormerod, i oba mają w dole osiemnastofuntowe kartaczownice, ale gdy Koń morski ma na głównym pokładzie długie dwudziestki, to Jakób ma same osiemnastki.
Ponieważ Murray skinął na pożegnanie Bonesowi, Silver rozstał się z nami i przyskoczył do dowódcy.
— Wszystko gotowe i w porządku, kapitanie! — oznajmił.
Dziadek rzucił okiem na zbliżające się okręty, które były już tak blisko, że mogliśmy dokładnie rozpoznać zarysy żółto malowanych kadłubów, na których biała kresa, zwyczajem okrętów wojennych, odznaczała szereg strzelnic.
Jakób zaczął właśnie zwijać niektóre ze swych topżagli[1].
— Doskonale, mości Silver — odrzekł Murray. — Panie Bones, waćpan przycumujesz okręt i spuścisz łodzie.
Bryg jął kołować z wielkim łomotem i pluskotem, poczem wśród ciągłych nawoływań: Hej — ho! — hej — ho! — spuszczono łodzie na wodę.
— Waćpan pójdziesz pierwszy, panie Bones, — rozkazał Murray. — Bądź łaskaw wyrazić kapitanowi Flin-
- ↑ Topżagiel czyli wrona — żagiel górny, wyżnik.