Strona:Antychryst.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w policzek, tak, iż krew polała się z ust i nosa; potem schwycił go za gardło, rzucił o ziemię i począł dusić. Starzy dygnitarze: Romodonowski, Szeremietiew, Dołgorukij, którym car sam polecił hamować siebie, gdy we wściekłość wpadnie, rzucili się ku niemu, schwycili go za ręce i odciągnęli od syna. Lękali się, by go nie zabił.
Aby uczynić satysfakcyę »oświeconemu«, carewicz wyrzucony został na dwór i postawiony na warcie u drzwi, jak stawiają ucznia do kąta. Noc była zimna, mróz i zawieja. Aleksy stał w kaftanie tylko, bez futra. Na twarzy zamarzły mu łzy i krew. Zawieja wyła, kręciła się w kółko, jakby śpiewała i tańcowała po pijanemu; a poza oświeconemi oknami domu tańczyła też i śpiewała stara pijana błaźnica, księżna-przeorysza Rżewska. Z dzikiem wyciem zawiei zlewały się dźwięki dzikiej pieśni pijackiej:

Matka mnie skacząc zrodziła,
A w carskim szynku ochrzciła,
W winie zielonem kąpała.

Rozpacz taka owładnęła Aleksym, iż gotów był o mur głowę sobie rozbić.
Nagle w ciemności ktoś z tyłu podkradł się ku niemu, narzucił mu futro na ramiona, potem ukląkł przed nim, zaczął całować mu ręce — jakby je lizał pies domowy. Był to stary żołnierz