Strona:Antychryst.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i poszłam do modlitewni, padłam na kolana przed obrazem przeczystej Matki Bożej, a jak przypomniałam sobie wszystko, co było, pojęłam od razu, kto on taki.
Carewicz dawno już zrozumiał, że przychodził do niej ojciec jego, nie we śnie, lecz na jawie. Ale zarazem poczuł, że przywidzenie obłąkanej udziela mu się, zaraża go.
— Któż to był carowo — powtórzył z chciwą i trwożną zarazem ciekawością.
— Nie wiesz? Czyż nie pomnisz, co rzeczono w księdze Efrema o wtórnem przyjściu; pod imieniem Symona Piotra: »Przyjdzie pyszny książę świata tego Antychryst«. Słyszysz? — Imię jego Piotr. On sam to jest.
Wraziła w niego oczy swoje rozszerzone przerażeniem i powtórzyła przyduszonym szeptem.
— O sam to jest. Piotr Antychryst!... Antychryst!...