Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

baty, prosa i bobów; baseny cementowane, napełnione olejami roślinnemi; składy różnych artykułów, pochodzących z małych fabryczek z wąskich ciemnych zaułków chińskiej dzielnicy.
Malecki po tej wycieczce powrócił zupełnie wyczerpany. W oczach kręciły mu się setki, tysiące widzianych przedmiotów, w uszach huczały zgiełkliwe ulice i hałaśliwy bazar kantoński, przez który przechodzili przed tysiącem lat czarni Arabowie w białych burnusach, szepcąc swoje „Allach Bismillach“ i spoglądając na niezliczone bogactwa miasta. Myśleli z pewnością o tem, że gdyby zebrać wszystkie żaglowe feluki, pływające wzdłuż brzegów morza Omana, to i wtedy nie starczyłoby ich na zabranie bogactw, zgromadzonych na rynku kantońskim.
Rynek ten pociągnął o sześć wieków później przedsiębiorczych Portugalczyków — ówczesnych władców oceanu. Założyli pod bokiem Kantonu swoje Makao, miasto o niebieskich, różowych i żółtych, napół europejskich, na pół chińskich domach ze wznoszącą się nad niemi potężną fasadą katedry św. Pawła i najwspanialszą na wschodzie ulicą — Praia Grandę. Na początku byli piratami i bandytami, a „dzwon klęski“ nieraz trwożnie jęczał, ostrzegając przed zbliżającemi się żaglowcami konkwistadorów Mendeza; później stali się sprzymierzeńcami i znośnymi sąsiadami, nieraz nawet pomagając kan-