Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tończykom w różnych opresjach, a szczególnie w walkach z piratami „Rzeki Pereł“.
Później przypłynęli brygantyny angielskie i rzuciły kotwice około wyspy Honkong, nad którą obecnie dumnie powiewa flaga Wielkiej Brytanji, — nowej władczyni mórz na całej kuli ziemskiej.
Cudzoziemskie kolonje zaczaiły się i mają na oku brzeg kantoński i ujście rzeki, a ich emisarjusze zbudowali sobie domy i składy w przedmieściu „Szamin“ o wspaniałych gmachach i zacienionych kasztanami i palmami ulicach, gdzie mkną, wyrzucając kłęby dymu benzynowego i hucząc dziwacznie, samochody o żółtych, wściekłych od pośpiechu oczach — latarniach.
Tę dzielnicę handlu europejskiego, europejskich wpływów i intryg politycznych przebiegał Malecki na trzeci dzień swego pobytu w Kantonie. Nic go tu nie zajęło. Widział takie kolonje — „setllementy“ setki razy w Tokio, Jokohamie, Kobe, Nagasaki, Szanchaju, Tientzinie, ostatnio — w Pekinie. Znał z pierwszej swojej podróży na wschód — Suez, Aden, Kolombo i Honkong i nic nowego, pociągającego w Szaminie kantońskim nie dojrzał. Ten sam wygórowany przepych, kupiecka arogancja i rozpanoszenie się potężnych przybyszów, pogoń za złotem i używaniem, wyzysk, hypokryzja, a obok tego jakiś odcień, nieuchwytny koloryt niepewności i nietrwa-