Strona:Antoni Lange - Przekłady z poetów obcych.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I cała kranina zapadła tak w ciszę,
Że ledwie się czasem plusk fal zakołysze.
Lecz fala coś pluszcze, lecz fala klekocze,
Pocichu, powoli przez wody przezrocze
Mkną, zda ci się, ciemne, olbrzymie delfiny —
Mkną chyżo a cicho przez Dunaj, przez siny.

Z miechami pustemi tak mkną niewidomie
Hunnowie, jak gdyby na moście, na promie,
I stają bezpieczni aż na Szazhalomie —
Pod nocy oponą, w swym dzikim ogromie.
Lecz cicho, junaki! w spokoju, w milczeniu,
Wystąpcie z fal cichych Dunaju! I w cieniu,
Gdy ziemię mgła czarnym pokrywa wyziewem,
Na brzeg wchodzą Hunny pod wodzem, pod Keven.

A Makryn pijany nie czuje i nie wie,
Że śmierć mu na karku zasiadła już w gniewie.
Nie czuje i nie wie nic Dytrych, Sas dzielny,
Że płonie Potencya, gród jego weselny.
O, płonie! o, gore! A kto zeń ucieka,
Na tego cios włóczni zkądś spada zdaleka!
Zwęglona, zniszczona, w perzynie, w ruinie —
Potencya, największy gród w całej krainie.

I żaden się kamień nie został w grabieży,
I żadne niemowlę u łona macierzy.
Lecz ciągle w dolinie śmiertelny bój krwawy
Trwa jeszcze śród jęków, i szczęków, i wrzawy.
I ciągle upada pstra ludów gromada,
Gdzie każdy językiem odmiennym ci gada