Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wtedy choćby kawa się polała, wszystkie lupy twoje — truj cienki ołówek, całuj, szubraj się! A kikaj na blendówki, na meliny: dla nas niema ani szperaka, ani gruszki, ani piotrówki, ani pokutnika.
— A jak dobre kielco — i kiedy w niem żłób — to ci klawa laba! Trzeba tylko mieć urban na wszystko, mieć lewkę, ciemne okulary, i zawsze umieć zrobić pont! Bo nasza sztuka — to wieczna piekarnia. Odpucujemy ci jeszcze to wszystko — i wyjdziesz na człowieka.
Karolowi zdawało się poprostu, że mu wiatrak huczy w głowie od tej gadaniny, którą więźniowie, widać dla uciechy, znęcali się nad nowym gościem. Jeden tylko Baron nie brał udziału w rozmowie; owszem w pewnej chwili groźnie zawołał:
— No, dosyć już tego blatnego szczebiotu! Widzicie, że to gość delikatny — i nie męczcie go dłużej. — Lepiej dajcie mu herbaty.
Jakoż tamci natychmiast zamilkli. Baron jawnie miał nad nimi przewagę moralną. Przygotowali dla Karola szklankę dobrej herbaty, za którą ten był bardzo wdzięczny, a Leośka poczęstował go niezłym papierosem. Baron po chwili zapytał Karola najlepszym akcentem paryskim:
— Si vous ne parlez pas français, monsieur?
— Oui, monsieur, un tout petit peu — odrzekł Karol nieco zdziwiony — i odtąd zaczęła się rozmowa po francusku.
— Muszę pana przeprosić za moich towarzyszów. Są to bardzo dzielni i godni ludzie, ale mają duże